7 stycznia 2017

prolog

Złamana, tylko w samotności będę krzyczeć –
Nigdy nie zobaczysz tego, co ukryte.

Sia – Unstoppable

*

Cardrona była dla Thei specjalnym miejscem. To właśnie tutaj, na Wyspie Południowej należącej do Nowej Zelandii, przed trzema laty po raz pierwszy stanęła na podium Pucharu Świata. To było jedno z jej najważniejszych i największych osiągnięć w halfpipe’ie – przegrała wtedy tylko z Kelly Clark, późniejszą zwyciężczynią w klasyfikacji generalnej i Sophie Rodriguez. Teraz, tego sierpniowego dnia, kiedy na inaugurację sezonu miała pojechać w slopestyle’u, swojej koronnej dyscyplinie, liczyła na poprawienie tamtego osiągnięcia. Była na to gotowa.
Kiedy upewniła się, że porządnie zapięła wiązania, uniosła głowę i spojrzała w dół stoku. Poręcze, boxy, skocznie – to był znajomy widok. Przez kilkanaście lat zdążyła się do niego przyzwyczaić i stał się dla niej codziennością. Ale masa kibiców, skandujących nazwiska ulubionych zawodniczek, zawsze sprawiała, że jej serce zaczynało mocniej bić, wysoko podskakiwać i robić kilka salt. W szczególności wtedy, gdy wśród dziesiątek kolorowych transparentów i flag, dostrzegała te ze swoim imieniem i nazwiskiem. To zawsze podnosiło jej poziom adrenaliny i dodawało jeszcze więcej motywacji.
Nabrała głęboko powietrza w płuca i powoli wypuściła je przez usta, na krótką chwilę zamykając oczy. Wyłączyła się na panujący poza namiotem gwar rozmów i skupiła się wyłącznie przejeździe. Bądź deską, słyszała w głowie głos trenera, który za linią mety mocno ściskał kciuki za swoją podopieczną. Musicie być jednością. Mimowolnie wygięła usta w szerokim uśmiechu, zapięła kask, naciągnęła gogle, szczelnie dociskając je do twarzy i mocno odepchnęła się od słupków, jednocześnie unosząc powieki.
Od razu głęboko przysiadła na ugiętych kolanach, by zmniejszyć opór stawiany powietrzu przez swoje ciało i nabrać większej prędkości. Utkwiła wzrok w pierwszej przeszkodzie, na ułamek sekundy nerwowo spinając mięśnie ramion. Rozluźnienie przyszło wraz z najechaniem na pierwszą hopkę i gdy znalazła się na jej szczycie, gwałtownie wyprostowała nogi, a prawą dłonią złapała tylną krawędź deski między nosem a wiązaniem, dodając do tego rotację. Poprawnie, wręcz podręcznikowo, wylądowała kilka metrów dalej i od razu zaczęła szykować się do kolejnej akrobacji. Pierwszy rail miał być mocnym akcentem na początek przejazdu i dlatego Thea wyjątkowo obawiała się przygotowanego na ten fragment frontslide’u dwieście siedemdziesiąt stopni z nosepressem. Chyba właśnie ten szepczący w podświadomości strach spowodował, że wyskoczyła zdecydowanie za mocno, przez co nie udało jej się utrzymać równowagi i deska zsunęła się z poręczy, a jej kolano zaliczyło bliski kontakt z metalową rurą. Usłyszała chrupnięcie i jęknęła, gdy poczuła przeszywający ból, ale zacisnęła pięści z postanowieniem, że nie podda się i dokończy przejazd. Zbyt długo czekała na sezon taki, jak ten – była doskonale przygotowana, czuła się mocna i wiedziała, że ma ogromną szansę wygrać nie tylko konkurs inauguracyjny, ale także wiele innych w rozpoczynającym się sezonie. Była gotowa powalczyć o zwycięstwo w Pucharze Świata.
Zagryzała mocno wargę za każdym razem, gdy przy lądowaniu obciążała lewą nogę i czuła na języku metaliczny posmak krwi, ale satysfakcja, jaką odczuwała po każdej udanej ewolucji, neutralizowała cierpienie. Nabierała coraz większej prędkości, będąc już na ostatniej prostej. Przed nią była tylko jedna hopka, największa ze wszystkich, na którą miała zaplanowaną efektowną, ale stosunkowo nietrudną akrobację. Jakiś złośliwy głosik podpowiedział Thei, że to dobra okazja, by nadrobić stracone przy poręczy punkty, dlatego nie zastanawiając się w ogóle nad konsekwencjami, zmieniła skok na zupełnie inny. Wybiła się najmocniej, jak umiała…
… a potem upadła, tracąc przytomność.
Nie udało się.

*

Wszystkie te uśmiechy, wiem czego trzeba, by oszukać to miasto,
Będę to robić do zachodu słońca i przez całą noc.


*

Wraz z chwilą, kiedy drzwi się otworzyły i do baru weszły Amerykanki, niemalże wszystkie kieliszki poszły w górę. Thea z ponurą miną obserwowała młodą Hailey podążającą za dumnie wyprostowaną Jamie, zwyciężczynią konkursu. Piętnastolatka sprawiała wrażenie nieco zagubionej i oszołomionej atmosferą. Już dawno po dobranocce, powinna zostać w hotelu i szykować się do spania, pomyślała zgryźliwie Schneider, wypijając całą zawartość stojącej przed nią szklanki. Odwróciła wzrok, nie chcąc patrzeć na niekontrolowane wybuchy radości i uśmiechy snowboardzistów i sztabów szkoleniowych, dla których sezon właśnie się zaczął. Alkohol przyjemnie palił gardło i zagłuszał wyrzuty sumienia oraz pulsujące tępym bólem kolano. Skinęła na barmana głową, po raz kolejny zamawiając tego samego drinka i zerknęła kątem oka na przysiadającą się do niej Laurie. Zatrzymała za zębami przekleństwo i z trudem powstrzymała się przed posłaniem zawodniczki do diabła. Nie potrafiła jednak nie prychnąć, przynajmniej w ten sposób wyrażając swoje niezadowolenie z nieproszonego towarzystwa.
- Dobrze ci dziś szło.
Thea z powątpiewaniem uniosła brwi i parsknęła śmiechem.
- No faktycznie, spadłam z raila w niezłym stylu. Gdyby to były skoki, to dałabym sobie same dziewiętnastki – zironizowała bardziej opryskliwie, niż zazwyczaj i zacisnęła dłoń na szklance ze złocistym alkoholem.
- To backside rodeo na koniec dałoby ci pewnie podium. Siedemset dwadzieścia, co? To było odważne – przyznała Kanadyjka z wyraźnym podziwem.
Schneider zadrżała z kumulującej się w niej złości. To było głupie!, chciała krzyknąć. Gdyby tylko otrzymała taką szansę, cofnęłaby czas i po nieudanym frontslide przerwała przejazd. Zmusiła się, żeby wygiąć usta w krzywym uśmiechu i upiła mały łyk whisky, razem z nim przełykając wszystkie gorzkie słowa, które miała już na końcu języka.
- I spójrz, co z tego mam – kiwnęła głową na ubraną w ortezę nogę. – To nie było tego warte, Laurie – dodała gorzko i wypiła pozostały w szklance płyn.
Thea zacisnęła mocno powieki, kiedy poczuła napływające do oczu łzy. Nie płakała na stoku. Nie płakała w szpitalu, kiedy odzyskała przytomność i usłyszała diagnozę ortopedy. Nie płakała, gdy lekarz reprezentacji Austrii ustalał telefonicznie termin operacji. Nie mogła więc płakać też przy osobach, którym zawsze pokazywała swoją najsilniejszą stronę.
- Czemu brzmisz, jakbyś się poddała, Thea? – skarciła Austriaczkę Blouin, kładąc dłoń na jej mocno zaciśniętej pięści. – Przecież wrócisz o wiele silniejsza i jeszcze pokażesz nam wszystkim, kto tak naprawdę rządzi na stoku.
Roześmiała się bez cienia wesołości i wyszarpnęła rękę z delikatnego uścisku koleżanki. Wciąż walczyła z gorzkimi łzami, a każda oznaka litości tylko przybliżała ją do momentu, kiedy da im upust. Chyba bała się chwili, w której sama przed sobą musiałaby przyznać, jak bardzo psychicznie bolała ją ta sytuacja, dlatego z całych sił walczyła, by dopuścić do niej najpóźniej jak to tylko możliwe. Krótka wymiana zdań z Laurie uświadomiła jej, że to znacznie trudniejsze niż niejedna ewolucja w snowparku.
- Nie mogę się łudzić – wykrztusiła, przez zaciśnięte gardło. – To niemożliwe.
Zapłaciwszy za whisky, ubrała kurtkę i sięgnęła po oparte o drugie krzesło kule. Z trudem wstała, wspierając na nich swój cały ciężar. Bez słowa pożegnania zostawiła młodą Kanadyjkę i ruszyła w stronę wyjścia z baru. Wielu snowboardzistów ustępowało jej drogi, słyszała życzenia szybkiego powrotu do zdrowia, czuła na sobie współczujące spojrzenia i pokrzepiające poklepujące ją po plecach ręce, a gdy zbliżyła się do drzwi, fizjoterapeuta jej kadry, który tego wieczora robił za jej osobistą niańkę, złapał ją pod ramię. Ignorując obecność Patricka, odetchnęła z ulgą, kiedy mogła odetchnąć mroźnym powietrzem, a drzwi za nią zatrzasnęły się z hukiem, odcinając ją od dotychczasowego życia.

*

Słyszałam, że pozwalanie na okazywanie uczuć
Jest jedynym sposobem, by rozwijać relacje,
Ale teraz jestem zbyt przerażona.


*

To właśnie wtedy, dwudziestego drugiego sierpnia dwa tysiące piętnastego roku, Theodora Schneider, dwudziestotrzyletnia Austriaczka, snowboardzistka i uczestniczka Igrzysk Olimpijskich w Soczi, zaczęła sobie uświadamiać, że to nie człowiek wybiera sobie czas, w którym żyje i sposób, w jaki żyje. Może wolałby kiedy indziej, gdzie indziej, wygodnie, spokojnie, przyjemnie, z kocykiem na kolanach, przy kominku, przed telewizorem, z kawusią w ręce, z książką, z psem u nóg, z kotem przy boku, w ciepłych bamboszach, zachowując intymność i kameralność.
Ale ktoś – Bóg, Los, Fortuna – wybrał mu właśnie ten czas i właśnie to miejsce. Thea próbowała i wie, że nie da się uratować w zaciszu swego domu. Zawsze w końcu wywieje człowieka wiatr wydarzeń i będzie musiał odpowiedzieć sobie na pytania o sens życia i śmierci. Nigdy nie ma łatwych czasów dla tego, kto chciałby żyć w miarę uczciwie z samym sobą.
Nie ma przypadków – one występują tylko w gramatyce. Była pewna, że we wszystkim, w każdej podjętej przez nią decyzji, w każdym wyjeździe, w każdym powrocie, w każdej porażce i w każdym zwycięstwie był jakiś sens. W przeciwny razie na co by to było? Musiała przez to przejść, by wyciągnąć z tego jakąś naukę – nie potrafiła znaleźć innego wytłumaczenia. Po wielu miesiącach mogła powiedzieć jedno – stała się silniejsza. Trochę bolało ją serce, trochę dokuczało jej kolano, kalejdoskop wspomnień każdego wieczora trochę zbyt natarczywie przewijał jej się przed oczami, ale powoli przestawała żałować tego, co się wydarzyło. W przeciwnym wypadku byłaby kimś zupełnie innym, a – prawdę mówiąc – polubiła tę nową Theę.
Cardrona ją do tego przygotowała. A kiedy pożegnała się z deską snowboardową, wszystko zaczęło się zmieniać.

*

Zakładam moją zbroję, pokazuję ci, jak silna jestem.
Zakładam moją zbroję, pokażę ci, że jestem nie do zatrzymania.



W porządku. Wracamy.
To będzie dla mnie ważne opowiadanie z dwóch powodów: pierwszym jest Gregor; drugim – snowboard. Trochę się denerwuję, bo wiem, jak zakończyło się moje pierwsze podejście do tej historii, ale znaczy ona dla mnie naprawdę bardzo dużo, dlatego mam nadzieję, że (może z waszą pomocą) tym razem uda mi się nie tylko rozpocząć, ale i doprowadzić ją do finiszu.
Więc ruszamy. Dziś jest do tego dobrym dniem. Kiedy zaplanowałam powrót na styczeń, od razu w głowie pojawiła mi się data siódmego. Bo po TCS, przed Wisłą, ale przede wszystkim – bo urodziny tego padalca (27 lat, kiedy to zleciało…?). Poza ty siódemka to szczęśliwa liczba, może więc przyniesie mi dużo pomyślności w pisaniu Theory (dzięki, Emsik!)?
To tyle. Z jedynką widzimy się w lutym. Trzymajcie kciuki!

PS. Wciąż buzia mi się cieszy, bo KAMIL WYGRAŁ TCS! Pieter był drugi! A Kicia czwarty! Czy wczorajszy dzień w ogóle się wydarzył, czy tylko mi się to śniło?

15 komentarzy

  1. Ale czekałam na ten powrót! I dlatego mega cieszę się, że już jesteś. W ogóle od początku, kiedy tylko okazało się, że startujesz w styczniu, wiedziałam, że to będzie 7, bo (cholera jasna) jakim cudem ten burak kończy już 27 lat?! Przecież to jest po prostu niemożliwe. A starzenie się powinno być kategorycznie zakazane. Także ogłaszam wszem i wobec, że znów będę ogromnym kibicem tego opowiadania, bo przecież tam gdzie ten padalec, warto szukać też i mnie! Życzę weny, weny i jeszcze raz weny, bo jej to nigdy coś! Widzimy się w lutym!

    OdpowiedzUsuń
  2. No cześć, Thea! Cześć, Gregor! I cześć, Adka! bardzo mi fajnie z myślą, że będziesz pisać dłuższą historię i że będę mogła się naczytać do woli Twojego pisania.
    I...kurde! Już lubię Theę. To znaczy- nie znam jej jeszcze bardzo dobrze, na razie mamy dopiero jej zarys, ale już ten zarys mocno do mnie trafił. Lubię ten typ bohaterki- z konkretnym życiem, konkrentą sytuacją. To najlepiej oddaje charakter postaci. Dzięki temu późniejsza fabuła wydaje się jeszcze bardziej realistyczna. Mamy Theę w przełomowym momencie jej życia. Momencie dośc konkretnego odcięcia od tego, co było dla niej do tej pory najważniejsze i co- nie bójmy się tego stwierdzić- raczej ukształtowało ją jako człowieka. A potem kilka sekund i wszystko to przestaje mieć znaczenie. lata treningów, poświęcenia w konfrontacji ze zrządzeniem losu. Podoba mi się to, jak poprowadzilaś ten prolog, zwłaszcza w tej ostatniej części. Wprowadziłaś czytelnika do życia Thei i pokazałaś, że ten koniec to tak naprawdę początek. Początek całkiem nowej historii i ja jestem jej strasznie ciekawa.
    Dlatego pisz nam, Adko
    Gregora i Thei literacka matko
    (musiałam zarymować, bo rymy z Tobą są najlepsze xD)
    Czekam niecierpliwie na pierwszy rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę tu być, no bo c'mon, ten Kartofel mnie ciągnie jak cholera. Byle był dobrze napisany. A tu wiem, że będzie napisany cudownie, więc dzień dobry, Dominika jestem, zamieszkam tu sobie z theory troszeczkę.
    W ogóle Jezusicku, to zdjęcie w nagłówku jest takie piękne. On tak supi wygląda w locie, tak idealnie. I nie jak samobójca jak Demon.
    W ogóle ostatnio jakiś wysyp gregorkowych opowiadań, Ty, Ems, ja wracam do skocznych. Nie żebym narzekała♥
    (dwa razy zaczęłam zdanie od w ogóle, humanistka się znalazła, kurde)
    A określenie padalec bardzo mi się podoba, w odniesieniu do Gregsiego szczególnie. Kartofel, Padalec, Pałka♥♥
    Dobra, a teraz trochę powagi.
    Koniec może być początkiem. To piękne, to daje nadzieję. Nawet gdzieś tam prywatnie, po ostatnim roku mojego życia, lubię, jak ktoś w ten czy inny sposób mi przypomina, że świat się nie skończył, że może być jeszcze dobrze. Nawet, jak traci się coś lub kogoś, kto był całym światem.
    Początek, który zaczyna się od końca. Bardzo chcę wiedzieć, gdzie poprowadzisz Theę. I nas. I jaką rolę odegra w tym Gregor.
    Już chcę więcej.
    Pozdrawiam♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Adeczko, jak to fajnie, że postanowiłaś wystartować jeszcze raz! zastanawiałam się, co to z tym twoim Gregorem będzie i bang!, mam odpowiedź. i to w dodatku taką, która mnie jak najbardziej satysfakcjonuje! i już nie mogę się doczekać, kiedy na scenę wkroczy ten 27-letni smarkacz (ech, przyzwyczajenia) i kiedy skrzyżujesz drogi Grzesia i Thei. coś czuję, że to będzie prawdziwe BIG BANG THEORY, w sensie, że stworzą mieszankę wybuchową. no bo już w prologu widać, że Thea jest małym uparciuchem, który nie da sobie w kaszę dmuchać, o swoje będzie walczyć i nie przyjmuje tak ot tego, co serwuje jej los. a jaki Grześ jest, każdy widzi. dlatego mogę cię zapewnić, że będę tu z tobą, Adeczko, aż po epilog (który musi się pojawić, nie ma, że boli!) i jeszcze tylko cię okrzyczę, że jesteś trochę okrutna, każąc nam czekać aż do lutego!
    buziaczki, niech wena będzie z tobą! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Trzymam kciuki za waszą trójkę. Gregor gówniarzu kiedy to zleciało? O_o

    OdpowiedzUsuń
  6. Będę czytać. Już nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  7. na pewno podobało mi sie to dużo bardziej niż pierwotna wersja. myślę, że potrzebowałaś czasu (albo przynajmniej tak mi się wydaje), szczególnie jeśli to opowieść szczególnie bliska Twojemu sercu (dobrze mi się wydaje?). ucieszył mnie ten wątek snowboardu, bo to było jednak coś nowego, chociaż teoretycznie thea raczej z nim kończy, ale nie sądzę, by dało się tak łatwo oderwać od czegoś, co było sensem całego życia. przypuszczam, że snowboard zawsze będzie w tym jej życiu tkwił, nawet jeśli nie dosłownie.
    spodziewam się po niej mocnego charakteru - a to fajne, bo trudno mi sobie wyobrazić schlierenzauera z kimś charakteru pozbawionym, choć z drugiej strony gdy go za dużo, to też niedobrze. ale co ja będę wyprzedzać fakty? niech na razie gregory wkroczy na scenę, a potem pogadamy. jestem ostatnio zbyt leniwa na to, by się rozwlekać w komentarzach, ale oczywiście czekam, pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem nową czytelniczką (ogólnie fanficów o skoczkach) i naprawdę Twój przypadł mi do gustu, choć to dopiero prolog. Zazdroszczę stylu ;) I czekam na dalszy ciąg.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj! Ja również goszcze tu poraz pierwszy, wszystko dzięki spisowi - postanowiłam tu zajrzeć :)
    Kochana! Pierwsze co moge powiedzieć to fakt iż historia mnie zaintrygowała. Czytając probowałam sobie wszystko wyobrazić i... Tak właśnie było! Masz fajny styl i ciekawy pomysł - myślę że chętnie zagoszcze tu na dłużej.
    A teraz ciutkę prywaty. Nawet nie wiesz w jak podobnych sytuacjach jesteśmy. Wraz z moją przyjaciółką piszemy skoczną historię ( tak tak jednym z bohaterów jest również Gregor, także Thomas więc jeśli masz chęć to zapraszamy). Pewnie myślisz czemu coś wspólnego... Wraz z Madziusa zaliczyliśmy kilka podejść twórczych i tak naprawdę - dopiero czas pokazał że nigdy nie warto się poddawać! Ty również dasz radę, trzymam za to kciuki :) weny weny i jeszcze raz weny życzę! Oczywiście jakbyś mogła mnie informować byłabym wdzięczna (byc-blizej-ciebie-chce.blog.onet.pl)
    Ps. Tak wiem że nasza historia zaczyna się nietypowo (zaczęliśmy ją pisać prawie 10lat temu więc jest różnica stylu z tym co potem chociażby) potem się rozkręca, ale zrozumiem jak nie będziesz czytać ;)
    Pozdrawiam!:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej! ^^
    Kurcze, podoba mi się. Bardzo mi się podoba!
    Widać, że masz pomysł na tę historię, więc będę mocno ściskać za Ciebie kciuki. ♥ Prolog mnie powalił, dosłownie. Chyba stanę się zagorzałą fanką Twojego stylu pisania. :D
    Czekam na pierwszy rozdział!
    Dużo weny życzę. :)

    Jeśli znajdziesz chwilkę to serdecznie zapraszam Cię do siebie: https://similarities-and-differences.blogspot.com/ ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. No to tak: na pewno pochwalę opisy, które przeniosły mnie do świata Thei (a tak to się to odmienia?). Przyznam, że nie do końca ogarniałam to snowboardowe słownictwo, bo z tym sportem mam tyle do czynienia co z wycieczkami dookoła świata. Choćbym chciała, to za młodu nie było warunków, a teraz po prostu czasu by wybrać się na tydzień w Alpy i nauczyć się jazdy. Wierzę jednak, że powoli będziesz nam to wszystko objaśniać, możesz nawet łopatologicznie, jeżeli zajdzie taka potrzeba.

    Szkoda, że Thea musiała zaznać kontuzji, ale jak się domyślam z końcówki prologu, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Brawo!
    Najważniejsze to brać co życie daje, nie kwestionować, nie obwiniać, a wziąć to życie za rogi i nim kierować.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawe zapowiadające się opowiadanie :) Zapraszam również do siebie :) http://runoflove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Cześć padalcu.
    Swoją drogą zabawne, że im bardziej się kocha tego głupka, tym bardziej wredne określenia do niego przylegają. Ja tam obecnie trwam chyba, przy tej 'wredocie', ale padalec brzmi przesympatycznie. Ewentualnie jeszcze paskuda:)
    Ale na poważnie, pisanie o nim jako o głównym bohaterze, jest trudne w cholerę. Sama, choć go uwielbiam, w czasach kiedy próbowałam coś tam skrobać, zawsze na pierwszy plan wybierałam kogoś innego, bo nie umiałam. I czytając blogi, w zasadzie czułam to samo, jakoś odrzucałam te o nim. Jedyna wersja opowiadaniowa, w której byłam i jestem w stanie kupić go, plus podziwiać w całości, to ten emsowy. No i czuję po twoich jednopartach, że Twój będzie drugi. Masz olbrzymie wyczucie bohaterów i sposobu prowadzenia fabuły, co jest potrzebne, żeby go nie przerysować, ani wręcz przeciwnie - nie 'odgregorować'.

    Ale do rzeczy. Zastanawiam się jakiego nam go tu przedstawisz. I w sumie zarówno potencjalny czas wydarzeń, jak i ten opis pod jego zdjęciem o uwolnieniu go z kajdan... Mówią, że to będzie jedna z najtrudniejszych do napisania kategorii historii - fikcyjne wydarzenia, osadzone w prawdziwym świecie skoków. I że będziemy mieć do czynienia z tym pogubionym Gregim, który zgubił gdzieś swój upór, dumę i motywację. Stoi w miejscu i nie wie czy latanie jeszcze ma jakikolwiek sens.

    I chyba postawisz mu na drodze takie trochę lustrzane odbicie. Kogoś, kto też poświęcił spory kawał swojego życia sportowi. Kogo ten sport budował. I na koniec nieźle potyrał, jak to niestety bywa z pasjami. Theę (tak to się odmienia?). Przyznam, że o snowboardzie wiem dokładnie tyle co nic, ale tym fajniej było przenieść się w opisany przez Ciebie świat i razem z dziewczyną wykonywać szalone, powietrzne akrobacje. Tylko... Ona chyba nie była gotowa na jakiś koniec? Przyjechała do Nowej Zelandii pełna nadziei. W dodatku, z tego co rozumiem, była czołową zawodniczką, ale jeszcze nigdy nie wygrała zawodów. Najlepsze miało dopiero nadejść. A ona tego chciała. Zdaje się, iż za bardzo. Jednocześnie ryzykowała i bała się podjąć ryzyko. Adrenalina zdecydowanie nią rządziła. I wydawało się, że to dobrze, bo każdy kolejny przypływ bólu, zamiast z cierpieniem wiązał się z radością. Z dumą, że się nie poddaje i końcowy sukces jest ważniejszy niż jego cena. Z tym, iż... Niestety przeholowała. Chwila okazała się ważniejsza od ustalonego planu. Taki jest sport. Można przegrać lata pracy w sekundę.

    Wieczór w barze i te złośliwe myśli na temat młodziutkiej zwyciężczyni. (Oj, czy to nie brzmi znajomo:p? Coś mi się widzi, że trafi swój na swego). Thea próbuje zapić swój ból, jednocześnie alkoholem, goryczą i złością na wszystkich dookoła. Wiadomo. Gdy nas nie wychodzi, trudno jest przyjąć pocieszenie z ust kogoś, komu idzie znacznie lepiej. Choćby nie wiem jak było szczere, w naszych uszach zabrzmi jak litość, a litości nie chce nikt. Ona też. Żadne próby stłamszenia tego wszystkiego nie odnoszą zamierzonego skutku. I chyba problem nie leży w kontuzji nogi. Fizycznie jak wynika z ostatniego fragmentu wszystko w miarę się zagrało, mogłaby wrócić do treningów. W sumie jest jeszcze bardzo młoda - kupa gwiazd sportu wchodziła na szczyt, mając znacznie więcej niż 23 lata. Ale straciła wiarę. W to, że jak myślała przed ostatnim występem - ona i deska mogą stanowić jedno ciało. Tylko... To nie jest taki klasyczny przykład załamki (przynajmniej w momencie, w którym urwałaś prolog). Thea nie chce siedzieć w domu z butelką wina, płakać nad życiem i chować łeb pod kocem. Ona widzi w upadku znak z góry. Znak, że... Ma coś innego do zrobienia w życiu niż kariera snowboardzistki? Że tak będzie lepiej? Dla niej? Dla wszystkich?
    Chyba zostaje kluczowe pytanie, na które na obecny moment nie udzielasz nam odpowiedzi i nie ma co gdybać. Czy to taki trochę kaprys (choć to złe słowo)? Może Thea poddała się chwili, rzuciła kilka zdań za dużo i odebrała jako znak, coś zupełnie przypadkowego, co mogło się przydarzyć przez każdemu sportowcowi. I zatęskni jeszcze do deski, próbując znaleźć w sobie siły do powrotu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może jest jednak w pełni świadoma tego co robi i będzie to opowieść (o padalcu❤️) o jej poszukiwaniu i budowaniu nowej, dojrzałej tożsamości.
      Jedno jest pewne. Na rozstaju dróg wpadnie na pewną wredotę.

      Dużo weny życzę i mam nadzieję, że jedynka już niedługo:)

      Usuń
  14. Jestem u Ciebie po raz pierwszy i jestem niemal pewna, że zostanę.
    Sport bywa piękny, ale ma też drugie, o wiele gorsze oblicze o czym przekonała się Thea. Straciła wiarę w powrót, sądziła,że to koniec, ale paradoksalnie ta kontuzja może być dla niej nowym początkiem. I wierzę, że tak właśnie będzie ;)

    OdpowiedzUsuń