13 lutego 2017

1. slowly coming back to life

Nie mów mi, kim według ciebie mogę być.
Jestem tym na statku,
Jestem kapitanem mojego morza.

Imagine Dragons – Believer

*

W ciągu pierwszego miesiąca, Thea wielokrotnie spadała na samo dno piekła. Prawdopodobnie najgorszą chwilą w jej dotychczasowym życiu, była wizyta u – podobno najlepszego w całej Austrii – ortopedy. Nie powiedział tego wprost, ale obarczył ją całą winą za kontuzję, która przekreśliła jej karierę: pozrywane więzadła mógłby zrekonstruować tak, by wróciła na stok, ale przez przesuniętą i pokruszoną rzepkę już miała nigdy nie odzyskać pełnej sprawności. Była rozżalona i wściekła i nie wiedziała, które z tych uczuć w niej dominowało. Na zmianę płakała i krzyczała, w końcu dając upust wszystkim emocjom, które w sobie tłumiła podczas krótkiego pobytu w Cardronie. Na okrągło analizowała ostatni przejazd, szukała momentu, w którym popełniła błąd, tego, który potwierdziłby słowa lekarza, który podjął się jej leczenia. Zastanawiała się, czy wyrok na siebie podpisała już na samym starcie, kiedy zdeterminowana postanowiła, że wygra, czy wtedy, gdy pozwoliła, by strach na ułamek sekundy przejął nad nią kontrolę przed wskoczeniem na poręcz, czy może dopiero przed ostatnią skocznią, gdy postawiła wszystko na jedną kartę i nie chciała, a nawet nie potrafiła już odpuścić? Chociaż fizycznie powolutku, z dnia na dzień dochodziła do siebie, to psychicznie była zdewastowana. Nie potrafiła dopuścić do siebie ani rodziców, ani tym bardziej przyjaciółki, Claudii, która szczególnie mocno przypominała jej o wszystkim, co straciła.
Kolejnego miesiąca bardzo mozolnie wygrzebywała się ze stagnacji, w jaką zdążyła popaść. Wszystko stało się rutyną, ale taką, która pomału popychała ją do przodu. Thea zaczęła przyzwyczajać się do krępującego ją, nieprzyjemnie uciskającego w łydce i udzie stabilizatora, trzymającego w ryzach jej uszkodzone kolano. Nareszcie odważyła się na opuszczenie swojego pokoju, by niemalże całe dnie spędzać w klinice, która podjęła wyzwanie, by uratować jej sprawność. Nikt już więcej nie mówił o tym głośno, ale powrót Theodory na stok był praktycznie niemożliwy. Kilku odważnych rehabilitantów szeptało między sobą, że snowboardzistka jeszcze zaskoczy ich wszystkich i dlatego to właśnie oni podjęli się jej leczenia – bo mieli wiarę tam, gdzie zabrakło jej największej optymistce w austriackiej drużynie.
Długie godziny spędzone na kozetce u psychologa bardzo dobitnie uświadomiły Schneider, jak dużą częścią jej życia był snowboard. Wcześniej zdawała sobie z tego sprawę w znacznie mniejszym stopniu, ale teraz wiedziała, że był wszystkim, co miała. I to ją przerażało. Bez niego, bez przyczepionej do nóg deski, bez naciągniętych na oczy gogli, bez szczypiącego w policzki mrozu i prószącego w twarz śniegu była – w jej mniemaniu – nikim. Paraliżowało ją poczucie, że został odebrany jej sens jej życia, jedyna stała, coś, co zawsze brała za pewnik. Nie potrafiła się z tym pogodzić, ale nie okazywała swojego buntu poprzez płacz, a obojętność i wycofanie. Dlaczego miała dalej istnieć, skoro nie miała niczego, co napędzało ją do działania?
Na szczęście prędko nadszedł miesiąc trzeci, który pomógł jej rozpocząć nowy etap.
Kończyła siódmy rozdział pożyczonej od Claudii książki, kiedy rozdzwonił się jej telefon. W pierwszej chwili postanowiła go zignorować, ale przy trzecim połączeniu z niechęcią odłożyła tom na bok i sięgnęła po komórkę. Spojrzawszy na wyświetlacz, westchnęła i nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Dzień dobry, tatku – przywitała się. Wyprostowała zdrową nogę i, tak jak lewą, oparła ją na przystawionym do kanapy krześle.
- Cześć, Thea. – Usłyszała przytłumiony głos i panujący po drugiej stronie gwar.
- Stało się coś? – zaniepokoiła się. Ojciec bardzo rzadko dzwonił do niej z pracy – ostatnio zdarzyło się to dzień po operacji kolana. Markus chrząknął w charakterystyczny sposób, czym wywołał u Thei nikły uśmiech.
- Niezupełnie. Mam dla ciebie propozycję. – Mówił szybciej niż zazwyczaj. Pozwoliła sobie na przypuszczenie, że – tak samo jak hałas – spowodowane było to przerwą podczas jednego z tych pilnych spotkań, które musiały się odbyć przed oficjalnym rozpoczęciem zimowego sezonu. Wytężyła słuch. – Właśnie dopinamy ostatnie szczegóły i okazało się, że w sztabie szkoleniowym skoczków narciarskich jest jeden wolny wakat. Co o tym myślisz?
Theodora gwałtownie wyprostowała plecy i zesztywniała. Nieświadomie ściągnęła brwi, marszcząc przy tym czoło i próbując pojąć, o czym mówił jej ojciec.
- Poczekaj, bo nie wiem, czy dobrze cię rozumiem… Proponujesz mi pracę?
- Tak.
- W sztabie skoczków?
- Tak.
- Od zaraz?
- Owszem. Tak.
- To brzmi trochę jak kiepski żart, tatku. Jesteś tego pewien? Przecież nie mam praktycznie żadnego wykształcenia – odpowiedziała niechętnie, wykazując w ostatnim czasie typowe dla niej sceptycznie nastawienie. – W ogóle kim miałabym tam być? Maskotką?
- Asystentką serwisanta.
Thea zakrztusiła się własną śliną.
- Z tego co pamiętam, ukończyłaś kilka kursów, więc chyba nie najgorzej się na tym znasz, prawda? – Kiedy Thea uświadomiła sobie, jaki jej ojciec miał w tym wszystkim cel, było już za późno by zaoponować. Pan Schneider kontynuował, nie dając jej dojść do słowa. – Theodoro, to dla ciebie ogromna szansa. Nie musisz się martwić rehabilitacją – rozmawiałem z fizjoterapeutą kadry i zobowiązał się tym zająć, kiedy zobaczył twoje dokumenty.
- Moje dokumenty? – zdziwiła się, na co jej rozmówca się nieznacznie się zmieszał.
- Znalazłem u ciebie w pokoju twoją teczkę. Miałaś tam wszystko, co było potrzebne, by zarząd bez wahania przyjął twoją kandydaturę.
- Papo! – fuknęła z wyrzutem. – W ogóle jak to sobie wyobrażacie? Ledwo chodzę, jak niby miałabym nosić ten cały sprzęt?
- To też jest ustalone, Theodoro – zbył ją ojciec i zaraz jego ton złagodniał. – Dobrze wiesz, że twoje zdrowie jest dla mnie najważniejsze. Gdybym wiedział, że ta praca w jakiś sposób mogłaby ci zaszkodzić, nie proponowałbym ci jej.
Trybiki w jej głowie kręciły się szybciej niż zwykle – niemalże czuła, jak para wylatuje jej uszami. Próbowała na szybko zrobić listę plusów i minusów, wszystkich za i przeciw, która pomogłaby jej w podjęciu decyzji. Westchnęła przeciągle, uświadomiwszy sobie, że ta propozycja miała zdecydowanie więcej zalet i ogromną głupotą byłoby jej odrzucenie.
- W porządku. Niech będzie.
- Wspaniale! Przekażę twoją odpowiedź. Resztę omówimy, jak wrócę do domu, we wszystko cię wprowadzę. Do zobaczenia.
- Miłego dnia. – Markus rozłączył się, nim zdążyła dokończyć.
Odłożyła komórkę na bok i odchyliwszy głowę, przymknęła oczy, po raz kolejny głęboko wzdychając. Możliwość pozostania w kręgu sportów zimowych była zbyt kusząca, by Thea z niej nie skorzystała. Przerażała ją tylko myśl, że chwila, kiedy założy kadrową kurtkę, będzie definitywnym zamknięciem pewnego rozdziału – jakby pogodziła się z tym, co ją spotkała.
A to wcale nie było tak proste, jak mówił każdy, kto nigdy nie musiał zdecydować się na taki krok.

*

Wznieś modlitwę dla tych u góry,
Cała nienawiść, której doświadczyłeś,
Zmieniła twoją duszę w gołębia.


*

- …ale Thea – blondwłosa Claudia odstawiła butelkę po piwie na stolik, na którym leżały również puste już kartony po pizzy – spójrz na to z drugiej strony – zaproponowała. Za kilka dni Theodora miała stawić się na zbiórce i ruszyć w drogę do Klinghental na inaugurację sezonu, a jej przyjaciółka udawała się na zgrupowanie razem z kadrą snowboardzistów. To był ich ostatni wspólny wieczór, nim obydwie zostaną pochłonięte przez zbliżającą się zimę. – Będziesz mogła nakręcić o nich film dokumentalny i zbijesz fortunę!
- Ta, nawet mam już tytuł: „Z nartami wśród zwierząt” – zażartowała Schneider i uśmiechnęła się krzywo, gdy druga z kobiet parsknęła śmiechem.
W ciągu ostatnich tygodni zdarzało się, że Thea żałowała podjętej decyzji. Z początku liczyła, że nowa praca pomoże jej szybciej wyleczyć się z tęsknoty za własnymi startami, ale w końcu uświadomiła sobie, że to nie działało w ten sposób i nie było tak proste. Nie mogła zapomnieć czy zająć myśli czymś innym, tym bardziej, że to coś w dalszym ciągu dotyczyło sportów zimowych. Musiała pogodzić się z tym, co jej się przydarzyło. Przestać wypierać to z własnej świadomości, a stawić czoła prawdzie. Thea Schneider, olimpijka i prawie brązowa medalistka Mistrzostw Świata się skończyła. Została Thea, asystentka serwisanta kadry skoczków narciarskich. Tylko i wyłącznie.
- Muszę przyznać, że trochę cię podziwiam, wiesz? – Claudia położyła się na brzuchu na łóżku przyjaciółki i ugięła nogi w kolanach. Podparła głowę jedną ręką i z uznaniem w oczach spojrzała na Theodorę. – Pamiętam chłopaków z Soczi i chyba jedynym normalnym w ich gronie był trener. Czasem traciłam przy nich wiarę w ludzkość. No, jeszcze ewentualnie Michael stwarza pozory, stworzyliście całkiem zgrany duet.
- Jestem totalnie przerażona – jęknęła Schneider, nakrywając twarz poduszką.
- Nic dziwnego. Ale przynajmniej po pracy z nimi, jeśli uderzy w nas kiedyś apokalipsa zombie, ty będziesz bezpieczna.
Odsłoniła buzię i spojrzała na Claudię z pytaniem w oczach.
- Czemu?
- Bo one zjadają mózgi.
Theodora, udając urażoną, rzuciła w przyjaciółkę trzymanym w dłoniach jaśkiem. Probst nie udało się uniknąć ciosu i dlatego prychnęła lekceważąco.
- W takim razie ty też nie masz się czego bać, Clau – dopowiedziała z szerokim uśmiechem Thea i sięgnęła po kawałek niedojedzonej pizzy, gdy tymczasem jej przyjaciółka otwierała kolejne dwie butelki piwa.
- Na to wygląda. – Pokiwawszy głową, upiła kilka łyków alkoholu. – Jesteśmy już na siebie skazane.
- Najgorzej – westchnęła teatralnie Schneider.
Gdyby zapytać Theę o pierwsze spotkanie z Claudią, prawdopodobnie nie potrafiłaby dokładnie określić czasu. Niewątpliwie przeżyły ze sobą wystarczająco dużo lat, by móc powiedzieć, że znały się jak przysłowiowe łyse konie. Razem zaczęły swoją przygodę ze sportem i obiecywały sobie, że razem ją zakończą – nie przewidziały jednak, że jedna z nich zostanie zmuszona do przedwczesnego przejścia na emeryturę. Były nierozłączne i niezwykle trudno było im pogodzić się z myślą, że lada dzień miało się to zmienić.
Theodora czasem myślała, że Niebo zesłało jej tę przyjaźń po to, by mogła się wygadać, pozbyć tajemnic, które ją gnębiły, ponarzekać czy po prostu pomilczeć. Claudia często powtarzała, że to, co połączyło je kilkanaście lat wcześniej, było jak słońce – jego istnienie było niepodważalne, a jego blaskiem najlepiej było się po prostu cieszyć, a nie na nie patrzeć.
- Dziennikarze będą pytać, Thea – powiedziała nagle Probst, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Schneider przełknęła ostatni kęs pizzy i pokiwała niemrawo głową, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia.
- Wiem.
- Co mam mówić?
- Nic.
- Ale…
- Nie – ucięła stanowczo, wymownie patrząc na swojego gościa. – Wiedzą tyle, ile muszą. W odpowiednim czasie zwołam konferencję, ale chcę mieć stuprocentową pewność. Muszę sobie to wszystko do końca poukładać.
Claudia westchnęła i w końcu kiwnęła głową, godząc się z decyzją przyjaciółki.
To przywołało u Thei wspomnienia z lat dziecięcych, kiedy zimą we dwie stawiały swoje pierwsze kroki na deskach snowboardowych, a latem zdzierały kolana, wspinając się na drzewa w sadzie jednego z sąsiadów. Bywały chwile, kiedy przyłapywała się na myśli, że czas mógłby cofnąć się do tamtych dni – chciałaby na nowo przeżyć najlepsze lata swojego życia bez podejmowania wielu decyzji, które wywróciły jej świat do góry nogami. Szczególnie mocno marzyła o tym ostatnimi czasy – zastanawiała się, czy dzięki temu uchroniłaby się przed tym niefortunnym upadkiem i zamiast zastanawiać się, co dalej począć ze swoim życiem, właśnie w tej chwili pakowałaby walizkę przed kolejnym zgrupowaniem.
Niejednokrotnie rozmyślała, że życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć. Wychodzi na to, pomyślała gorzko Thea, że spieprzyłam wszystko koncertowo – jej marzenia i plany legły w gruzach i znalazła się w ślepym zaułku.
Zerknęła w stronę stojącego w kącie pokoju kartonu i z ciężkim westchnieniem wstała z łóżka i podeszła do niego. Odłożyła na bok kolorowe wieko, wyjęła kilka mało istotnych pamiątek, których sentyment zabraniał jej wyrzucić, a w końcu w jej dłoniach znalazł się nieduży transparent z krzywymi, odręcznie napisanymi literami, składającymi się w krótki napis: „Los, Thea!” Naprzód, Thea, naprzód, córeczko!
- Czy to…? – zapytała Claudia, usiadłszy na krawędzi łóżka. Zerknęła przyjaciółce przez ramię, przechylając głowę, by odczytać hasło.
- Tak. – Schneider uśmiechnęła się smutno, kiwając powoli głową. – Rodzice mieli to podczas naszych pierwszych zawodów.
- Zawsze w ciebie wierzyli.
- Tak wiele im zawdzięczam… - westchnęła Thea. – Zawsze marzyłam o medalu Olimpijskim albo Mistrzostw, którym mogłabym im podziękować za wszystko, co dla mnie zrobili.
- I bez tego są z ciebie dumni. Zawsze byli – powiedziała blondynka z pełnym przekonaniem, położywszy dłoń na ramieniu przyjaciółki.
- Może teraz tobie się uda, skoro odpadła twoja najgroźniejsza rywalka – zażartowała Theodora, ocierając oczy i chowając transparent z powrotem w kartonie. – Chodźmy na dół, za chwilę zaczyna się „Kapitan Ameryka”.

*

Dusiłem się w tłumie,
Mając nadzieję, że moje uczucia utoną.


*

- Czuję się trochę przerażona – wyszeptała kilka dni później do stojącej obok niej Claudii.
Probst, nie zważając na protesty przyjaciółki i swoje treningi, postanowiła wsadzić Schneider do samochodu i dowieźć na parking, z którego razem z resztą drużyny miała odjechać do Niemiec. Thea przez całą drogę miała nadzieję, że zabraknie im paliwa, złapią gumę albo gdzieś na drodze będzie wypadek i, niestety, utkną w korku, przez co nie zdąży na zbiórkę. Mogła przewidzieć, że jeszcze nie zdążyła wyczerpać swojego zapasu pecha i los nie będzie dla niej zbyt łaskawy.
- Pomógłby mi przytulaniec – zasugerowała, po braku reakcji ze strony przyjaciółki.
- A nie wystarczy współczucie w oczach? – Claudia zerknęła na nią przelotnie, marszcząc czoło.
Theodora westchnęła przeciągle. Nawet Probst sprzymierzyła się przeciwko niej.
Rozejrzała się po raz kolejny po parkingu. Jej wzrok zarejestrował jakieś poruszenie nieopodal niedużego autobusu, dlatego skupiła się na pokaźnych rozmiarów grupie mężczyzn ubranych w niemalże identyczne kurtki. Dokładnie takie same, jak ta, którą miała na sobie. Chrząknęła znacząco i Claudia spojrzała w tę samą stronę, co Thea.
- Czy coś tutaj umiera?
- Tak, moja szansa na ucieczkę – mruknęła Schneider, wzdychając ciężko.
Ruszyła w kierunku austriackiej drużyny, ciągnąc za sobą walizkę. Probst szła tuż obok niej, zastanawiając się na głos, co może się stać z Theodorą w ciągu najbliższych kilku miesięcy, które miała spędzić w towarzystwie samych facetów. To sprawiało, że do oczu Thei cisnęły się łzy. Jeszcze nie rozpoczął się sezon, a ona już tęskniła za domem, świętym spokojem i przede wszystkim za jej ekipą, z którą powinna być teraz na zgrupowaniu. Jedynym pocieszeniem w tym wszystkim był Michael, z którym utrzymywała kontakt od Igrzysk w Soczi.
- Och, ty musisz być Theodora! - przywitał ją trener, kiedy dziewczyny znalazły się dostatecznie blisko. Thea uśmiechnęła się krzywo, odnotowując w głowie, by przy najbliższej okazji omówić z drużyną i sztabem szkoleniowym kwestię jej imienia, ponieważ szczerze nienawidziła jego pełnej formy.
Grzecznie przytaknęła, stawiając torbę obok walizki i zerknęła pobieżnie na każdego ze skoczków. Mało który zauważył jej przybycie, ponieważ większość zajęta była pakowaniem swoich bagaży do autobusu i logistycznym rozmieszczeniem całego sprzętu w luku.
- A pani to…?
- Jestem tylko kierowcą. Właśnie, Thea – Claudia zwróciła się do przyjaciółki. Thea odwróciła się w jej stronę i cicho syknęła, gdy za bardzo obciążyła kontuzjowaną nogę. - Muszę jechać. Nie chcę jeszcze bardziej wkurzyć Brandta, już i tak pewnie będę robić karne kółka – wywróciła oczami, a Theodora skwitowała to śmiechem. Była więcej niż pewna, że karą za ucieczkę już drugiego dnia zgrupowania, by odstawić ją na miejsce jej śmierci, będzie nie tylko bieganie, ale i cała seria na siłowni. Zabójcza. - Daj znać, jak dojedziecie na miejsce i odzywaj się czasem, co?
- Masz to jak w banku. Pozdrów ekipę – nakazała przyjaciółce i przytuliła ją mocno. - I wygraj dla mnie w Montafon, dobra? - poprosiła jeszcze, nim się od niej odsunęła.
Claudia przytaknęła i skierowała się w stronę swojego samochodu. Otworzywszy drzwi, pomachała na pożegnanie i wsiadła do środka. Thea obserwowała, jak odpala auto, prawdopodobnie zmienia płytę w odtwarzaczu, zapala światła i gwałtownie odjeżdża. Cicho westchnęła i odwróciła się z powrotem w stronę kadry szkoleniowej, której miała być częścią, oraz skoczków.
- Thea? – Hayböck uniósł brwi w niedowierzającym geście. Theodora skwitowała to wzruszeniem ramion i niepewnym uśmiechem, a chwilę potem została pochwycona w ramiona i mocno przytulona.
- Dusisz mnie, wielkoludzie – wykrztusiła, uwalniając się z uścisku Michaela. – Starczy tej miłości, bo Stefan będzie zazdrosny.
- O niego? Bierz go sobie – wtrącił swoje trzy grosze Kraft, zbliżając się do przyjaciela i dziewczyny. Na powitanie przybił jej piątkę i wyszczerzył wiewiórcze zęby w szerokim uśmiechu.
- Chyba jednak spasuję. – Wykrzywiła się złośliwie do Michi’ego, który tylko prychnął lekceważąco.
- Trenerze, co ona tu robi?
Obok Heinza Kuttina stanął Gregor Schlirenzauer. Z założonymi na piersi ramionami przyglądał się z wyraźną niechęcią Thei. Odwzajemniła spojrzenie, mrużąc oczy. Była pewna, że jeżeli w kadrze będą mieli do siebie taki sam stosunek, jak pod koniec Igrzysk, to oprócz tego, że stanie przed ogromnym wyzwaniem zapanowania nad swoimi emocjami, pozostali zawodnicy nieraz będą musieli wkraczać do akcji w roli mediatorów. Co prawda obiecała sobie, że będzie zachowywała się profesjonalnie, ale dla swojego ulubionego austriackiego skoczka była gotowa zrobić wyjątek.
- Mathias zgłosił związkowi, że potrzebuje pomocy przy waszych nartach i zarząd przychylił się do tej prośby. Theodora jest waszym nowym serwismenem – wyjaśnił trener, posyłając kobiecie uspokajające spojrzenie.
Andreas Kofler, podobnie jak Gregor, nie wyglądał na szczególnie przekonanego. Chociaż podczas Igrzysk zdążył zapałać do Thei sympatią – zresztą podobnie jak wszyscy zawodnicy –, obok niepewnego uśmiechu pojawiło się wyraźnie skonsternowane spojrzenie.
- Trenerze, a co z Silvią? Czy to rozsądne, żeby kobieta…
Michael nabrał powietrza głęboko w płuca, by stanąć w obronie prawie przyjaciółki, Kraft wywrócił oczami, Thea zacisnęła jedną dłoń na rączce walizki, a drugą na kuli, na której wspierała swój ciężar, a Heinz machnął lekceważąco ręką, ucinając wszelkie spekulacje i uciszając gotowych wdać się w dyskusję zawodników.
- Jak najbardziej rozsądne. Poza tym – zawiesił na chwilę głos, odszukując wśród grupy odpowiedniej osoby – jeśli zajdzie taka potrzeba, Herbert będzie miał na nią oko. Zgadza się?
Wspomniany mężczyzna kiwnął – dosyć niechętnie – głową. Thea pamiętając, że to fizjoterapeuta kadry, przyjrzała się uważnie Leitnerowi. Wyglądał na wyraźnie znudzonego przymusowym zebraniem, do którego by nie doszło, gdyby kilku skoczków nie przejęło się tak jej obecnością w kadrze. Miała cichą nadzieję, że podczas rehabilitacji jej kolana będzie chociaż odrobinę przyjemniejszy, a wtedy i ona postara się nie sprawiać nikomu żadnych kłopotów. W końcu zdecydowała się przyjąć tę pracę, by nie tylko ponownie się usamodzielnić, ale również zrobić coś dobrego dla narodowej drużyny. Nie chciała, by nienajlepsza atmosfera pomiędzy nią a niektórymi osobami zaszkodziła całej ekipie.
- W porządku. – Andreas w końcu odpuścił, ostatni raz obdarzył Theodorę nieco dziwnym spojrzeniem i wsiadł do autobusu, który już czekał na swoich pasażerów.
Schlierenzauer prychnął, wyraźnie niezadowolony przebiegiem rozmowy i poszedł w ślady starszego kolegi. Thea wywróciła oczami (czym wywołała ciche parsknięcie śmiechu u Stefana i Michaela), zupełnie nie zaskoczona zachowaniem Gregora. Skoro dla niej dwa lata to za mało, by ze wszystkim się uporać, nie mogła oczekiwać, że skoczek sam zakopie topór wojenny.
- Przejdzie wam kiedyś? – zapytał z rozbawieniem Michi, targając ciemne włosy Schneiderówny.
Uciekłszy od ręki Hayböcka, siejącej zamęt na jej głowie, spojrzała na niego z wyrzutem.
- Chyba nieprędko – odparła dobitnie. – Wiesz, że to nie do końca zależy ode mnie.
- Ładujcie się do autobusu – zarządził Kuttin, przerywając im i wymijając milczących do tej pory Poppingera i Fettnera, po czym sam wsiadł do pojazdu.
Theodora, z dużą pomocą Michaela, włożyła swoją walizkę do luku bagażowego i razem z pozostałymi członkami sztabu oraz zawodnikami poszła w ślady trenera. Skoczkowie dołączyli do kolegów, siedzących już na tyłach busa, a dziewczyna zajęła jedno z ostatnich wolnych miejsc mniej więcej w połowie pojazdu. Oparła kulę o siedzenie obok, zdjęła kurtkę i wcisnęła ją w przestrzeń pomiędzy nią, a zimną szybę, i wyjęła z plecaka słuchawki. Kiedy przeglądała w telefonie playlistę w poszukiwaniu ulubionego utworu, w przerwie pomiędzy fotelami pojawiła się twarz Michaela. Zignorowała skoczka i z zadowolonym uśmiechem włączyła odtwarzanie piosenki. Kiedy chciała uciec do swojego świata, Hayböck wymownie chrząknął, czym zmusił ją by w końcu na niego spojrzała, uniósłszy jedną brew.
- No co?
- Nico. Pogadać chciałem.
- Przecież gadaliśmy.
Prychnął.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi.
Westchnęła.
- Nie tutaj, Michi, okej? – poprosiła, przyznając mu rację. Najwyraźniej była winna swojemu przyjacielowi jakieś wyjaśnienia. Widocznie nie tylko ona była przekonana, że przez najbliższe kilka miesięcy będą oglądać się jedynie na ekranie telewizorów lub laptopa. – Wszystko ci opowiem na miejscu.
Hayböck w końcu dał za wygraną i wrócił na swoje miejsce obok Stefana, a Thea w końcu mogła włożyć do uszu słuchawki. Cofnęła piosenkę do początku i oparłszy głowę o okno, przymknęła oczy. Trochę bała się tego, co miał przynieść jej nowy sezon. Była przyzwyczajona do adrenaliny, strach był dla niej żadną przeszkodą, gdy robiła ewolucje w powietrzu, jednak o dreszcze przyprawiała ją myśl współpracy z tymi wszystkimi osobami. Nie była pewna jak przyjmą ją członkowie sztabu ani jak traktować będą ją zawodnicy, których do tej pory nie poznała lub z którymi miała nienajlepsze stosunki. Miała nadzieję, że z czasem ten irracjonalny lęk minie i wśród kadry skoczków poczuje się niemal równie dobrze jak w swojej własnej. Chyba tego potrzebowała.
Kiedy autobus wjechał na autostradę, Thea zasnęła, uśpiona przez muzykę i bombardujące ją myśli.

*

Dzięki łasce ognia i płomieni
Jesteś obliczem przyszłości,
Krwią w moich żyłach.


*

Cały proces rozpakowywania autobusu i zameldowywania się w hotelu spowodował, że Theodora przez chwilę miała wrażenie, jakby ktoś cofnął czas, a obok niej zamiast austriackich skoczków stała snowboardowa ekipa. Nawet poziom żartów był niezwykle zbliżony do tego, który prezentowali jej koledzy, dlatego gdy już całkowicie się obudziła, z rozczarowaniem zauważyła, że zamiast na zgrupowaniu w Bad Gastein, była w Klinghenthal, gdzie miała zadebiutować jako serwismen drużyny narodowej skoczków.
Potarła twarz i wywróciła oczami, dając do zrozumienia Stefanowi i Michaelowi, że ich nie słuchała i nawet nie była ciekawa, co od kilku minut do niej mówili. Ignorując ich nawoływania, odebrała od trenera klucz do swojego pokoju i ruszyła w stronę windy, ciągnąc za sobą ciężką walizkę i wspierając swój ciężar na niebieskiej kuli pokrytej naklejkami z nazwą jej sponsora. Wsiadła do środka i wcisnąwszy przycisk z trzecim numerem, ucieszyła się, że odbędzie samotną podróż na swoje piętro, kiedy razem ze swoim sprzętem władował się do niej Schlierenzauer.
Westchnęła ciężko i ustąpiła mu trochę miejsca, by nie zginął przytrzaśnięty przez metalowe drzwi. Nie oczekiwała żadnych podziękowań, dlatego szczerze się zdziwiła, gdy została obdarzona krótkim spojrzeniem i kiwnięciem głową. Lepsze to, niż nic.
- Chcesz znowu namieszać? – zapytał cicho i przez szum windy Thea ledwo go usłyszała, dlatego nie od razu odpowiedziała.
Zerknęła na niego kątem oka. Napiął mięśnie ramion, twarz mu stężała i wyraźnie nie na rękę mu było, że – chociaż tylko na kilkadziesiąt sekund – są zamknięci razem na tak niedużej przestrzeni. Wzruszyła ramionami.
- Ty też nie byłeś bez winy – prychnęła.
- Zaczęłaś to wszystko. Te głupie podchody – odparł ze złością, mrużąc oczy.
- Nie odpuścisz? – mruknęła niechętnie.
- Po moim trupie – wycedził przez zęby.
Nawet ją to nie zdziwiło. Zraniła jego ego wyjątkowo mocno.
- Wiesz, to da się zrobić – odpowiedziała równie gniewnie.
Wymienili wzburzone spojrzenia i niemalże odetchnęli z ulgą, kiedy ciche brzęknięcie oznajmiło im, że znaleźli się na trzecim piętrze. Gregor złapał swój sprzęt i torbę i pospiesznie opuścił windę. Theodora, chociaż znacznie wolniej, poszła w jego ślady.
Utykając, ruszyła wzdłuż korytarza w poszukiwaniu swojego pokoju. Mijała kolejne numery na drzwiach i niecierpliwiła się, że tak wolno maleją. W końcu dotarła do magicznej trzysta siedemnastki i niewiele brakowało, by westchnęła z ulgą i uśmiechnęła się z rozczuleniem. Weszła do pomieszczenia i nie kłopocząc się rozpakowywaniem walizki, bez sił opadła na łóżko. Sięgnęła do kieszeni swetra po telefon i wysłała wiadomość o dojeździe do rodziców i Claudii, po czym przyłożyła policzek do poduszki i zamknęła oczy. Chociaż przespała niemal całą podróż z Innsbrucku do Klingenthal, była zmęczona nie tyle fizycznie, co psychicznie całym dniem. Bardzo chciała zasnąć i obudzić się dopiero na treningi i kwalifikacje, które miały odbyć się dopiero za kilkanaście godzin.
Nie minęło jednak nawet pięć minut i nie zdążyła zasnąć, kiedy do jej pokoju bez pukania wpadł nieproszony gość, niemalże przewracając się o rzuconą na środku walizkę. Jęknęła i przeklęła w przyciśniętą do twarzy poduszkę, po czym niechętnie przekręciła się na plecy i uniosła na łokciach do pozycji siedzącej.
- Chcesz mnie zabić, kobieto? – zapytał z wyrzutem Hayböck, gdy już stabilnie zasnął na nogach.
- Jakbyś zgadł… - mruknęła, marszcząc czoło i obrzucając go zirytowanym spojrzeniem.
Z powrotem się położyła, nakrywając oczy dłonią.
- Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że chcesz się mnie pozbyć.
- Bo chcę, Michi. Super, że wpadłeś, ale zobaczymy się jutro na śniadaniu. Wiesz, gdzie są drzwi.
- Nie ma spania, Thea – odparł, ignorując jej nieprzyjemny ton i złośliwości. Usiadł obok niej i odciągnął jej rękę od twarzy. – Za pół godziny macie spotkanie sztabu.
- Pierwsze słyszę.
- Wiem, dlatego przyszedłem. Heinz mówił o tym w autobusie, ale najwyraźniej jeszcze spałaś – wzruszył ramionami.
Położył się obok niej i zaczął się bawić swoją czapką z daszkiem, nie zwracając uwagi na piorunujące spojrzenia, które co chwilę posyłała mu Theodora.
- Ściemniasz – obstawiała przy swoim dziewczyna.
- Niezupełnie.
- Zabij mnie – poprosiła, zakrywając twarz poduszką.
- Żartujesz? - oburzył się Michael. - Jesteś w tej drużynie najnormalniejszą osobą, oczywiście zaraz po mnie. Nie mogę cię zabić, bo z kim będę rozmawiać na tematy egzystencjalne?
- Stefan mówił coś innego – zauważyła, przypominając sobie jedną z ostatnich rozmów z Kraftem.
- Stefan kłamał – skontrował skoczek. - Co mówił?
- Że to on jest z was wszystkich najnormalniejszy. Czy coś w tym stylu – odpowiedziała, odkładając poduszkę i przewracając się na bok, by zobaczyć reakcję Hayböcka.
Skoczek roześmiał się, a potem nagle spoważniał, założył czapkę na roztrzepane włosy i wstał z miejsca. Bez słowa podszedł do drzwi, robiąc duży krok nad jej bagażem i obejrzał się na nią dopiero po tym, jak położył rękę na klamce.
- Muszę nauczyć dzieciaka, żeby nie opowiadał bajek. Nie spóźnij się za bardzo do Heinza, pokój 329 – powiedział jeszcze, po czym wyszedł. Schneiderówna chciała powrócić do swojej krótkiej drzemki, jednak w pomieszczeniu znów pojawiła się głowa Michaela, co skwitowała wywróceniem oczu. – Tylko uważaj, w 328 mieszka Schlierenzauer, a przed chwilą mówił coś o zacieraniu śladów po zabójstwie – dodał konspiracyjnym szeptem i ulotnił się.
To ostrzeżenie zmusiło Theę do otworzenia walizki i wyjęcia z niej gazu pieprzowego, który włożył jej tam ojciec. Na czarną godzinę, powiedział. Coś – a właściwie ktoś i był to Michi – podpowiedziało jej, że ta najgorsza godzina nadeszła szybciej niż podejrzewała. Warto było się zabezpieczyć, póki życie było jej miłe.
Nie miała wątpliwości, że czekało ją nie tylko bardzo ciekawe, ale i dosyć niebezpiecznie życie pośród austriackich skoczków, ale była gotowa podjąć to wyzwanie.

*

Zamierzam wypowiedzieć wszystkie słowa
Krążące po mojej głowie,
Jestem rozwścieczony i zmęczony tym,
Jak mają się rzeczy.




Cześć.
Jestem strasznie niecierpliwa, dlatego proszę, przedwalentynkowy prezent. Jeśli ktoś mnie obserwuje na twitterze, to dobrze wie, jak to wszystko mocno przeżywam, tym bardziej, że jestem teraz w rodzinnym miasteczku Thei i się zakochuję. Tyrol jest piękny, polecam serdecznie!
Chyba jestem całkiem zadowolona z tego rozdziału.
Grüße und Küsse!

10 komentarzy

  1. Podoba mi się. Bardzo mi się podoba. Nie sądziłam, że konfrontacja z kadrą tej eboli nastąpi tak szybko, dlatego siedzę i szczerze się jak głupia do ekranu. Uwielbiam ich. Serio. Z całego serduszka. Uwielbiam tych idiotów i prawdopodobnie będę ci to powtarzać pod każdym rozdziałem, bo doskonale pamiętam te krótkie dialogi, które nam od czasu do czasu sobie wstawiasz i z ogromną niecierpliwością na nie czekam. Tych frajerów nie da się nie uwielbiać (nawet Srafta, Sraft dostaje mega okejke). To dopiero pierwszy rozdział, a ja już jestem zachwycona Michim. Czuje, że to najlepszy przyjaciel ze wszystkich i jeszcze tysiąc razy tutaj to udowodni. A przede wszystkim, pomoże Thei w walce z Gregorem. No właśnie, GREEEEGOR. Uwielbiam skurczybyka i mam jedno poważne pytanie: CO MIAŁO MIEJSCE W SOCHI? Bo tam się coś wydarzyło i zaczynam mieć swoje teorie spiskowe! Czekam na kolejną konfrontację Theory i mam nadzieje, że gaz pieprzowy jednak nie zostanie użyty.
    To będzie coś dobrego. O TAK. W każdym razie, proszę, nie schodź jutro na zawał jak już zobaczysz Gregora, baluj dalej i wracaj do pisania. Czekam na następny rozdział i jeszcze raz informuje, że uwielbiam tych kretynów. Pozdrówka i niech kontuzje cię omijają!

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Nareszcie mam internet na którym wygodnie mi napisać komentarz. Okej.
      Wiem, że ten projekt jest dla ciebie cholernie ważny bo to widać po sposobie w jakim to napisałaś. Czuć, że tu każde słowo jest na miejscu na którym być powinno a to tylko poprawia jakość tekstu. Szablon też jest ładny.
      Muszę przyznać, że czuje się bardzo zaciekawiona. Jakby nie patrzeć ty zawsze umiesz stworzyć fajnie złożonych emocjonalnie bohaterów. A tu oddałaś pięknie to, że jak oni są ze sobą w jednym pomieszczeniu to powietrze można nożem kroić. Takie to nic :)
      Taka ogromna zmiana jest dla sportowca zawsze nowym początkiem. Także dobrze że Thei udało się ogarnąć plan zapasowy i nie jest sama. Tak sobie przez twój tekst zaczęłam się zastanawiać jak wielu młodych właściwie nie wie czy coś poza sportem dla nich istnieje. Thea łatwo z tą szajką mieć nie będzie, ale jestem bardzo ciekawa co jej przyniesie los.
      Swoją ty musisz nieźle latać na tej desce, bo takich opisów się nie da uzyskać jak się nie wie o czym się mówi

      Usuń
  3. Jezu Adeczka to jest takie super i świetne i kocham i Gregor jest super i Thea jest super i wszystko jest super! z normalnym komentarzem wpadnę jutro po pracy:* i pozdrów ode mnie Kartofla!
    Green.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem, przepraszam, że dopiero tak późno, miałam być przedwczoraj, ale byłam na zdychu, wczoraj złapałam doła i w ogóle źle, ale jestem.
      Ty wiesz, ja kocham Gregora strasznie i kocham wszystko, gdzie jest bohaterem, nawet trzecioplanowym i sobie tylko stoi i ładnie wygląda. A tutaj będzie przecież ważny.
      Trochę rozumiem Theę, tak bardzo trochę, bo to nie był ten kaliber, wiadomo. Jej kontuzja zabrała sport, który trenowała zawodowo, wyczynowo, żyła z tego i żyła tym, właściwie tylko tym. Ja kiedyś przez głupie złamanie ręki wypadłam z zabawy w siatkówkę i już do tego nie wróciłam, więc miałam w jakimś mikroskopijnym wymiarze to, co przeżywała Thea.
      No i Thea trafia nam do kadry, w której ma i przyjaciół, i wrogów. Lubię Michiego, kiedyś zaczęłam coś o nim pisać. Taki dobry duszek, pozytywny makaron, przynajmniej tak mi się wydaje. I chyba taki też będzie tutaj. Wsparcie dla Thei. Szczególnie, że chyba będzie go potrzebować, przez nadciągające konfrontacje z Gregorem. Gregor na razie zbyt przyjemny nie jest, ale na pewno nie bez powodu. Coś się wydarzyło między nimi, co sprawiło, że teraz są do siebie tak wrogo nastawieni. I jestem bardzo ciekawa, co to było. Na razie nie próbuję bawić się w zgadywanki, bo za tępa jestem na to.
      Nie umiem w komentarze.
      Ale widać, że ta historia jest Ci bardzo bliska i bardzo dla Ciebie ważna. Każde słowo jest dopieszczone, na swoim miejscu, idealnie pasujące. Jest pięknie, idealnie, wspaniale. To jest takie dobre, już jest, a dopiero mamy prolog i pierwszy rozdział.
      A w ogóle taki paralelizm (w ogóle w polskim jest takie słowo? bo mi się języki jebią ostatnio) pomiędzy naszymi opowiadaniami: obie mamy tego samego gifa z Gregorem w bohaterach :D
      Kocham, Adeczka, Ciebie i to opowiadanie, wiesz?:)
      Trzymaj się♥ I widzimy się po 20!

      Usuń
  4. Ale Ty masz cudowny styl pisania :D I fabuła też mi się już podoba, tylko nie każ nam bardzo długo czekać ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Adeczko!❤
    Po pierwsze od kilku dni jestem strasznie wkręcona w "Believer", a teraz, po tym rozdziale, tym bardziej nie potrafię tego przestać zapętlać.
    Po drugie, o Jezusku, jakie to będzie dobre opowiadanie. Całkowicie je kupuję. Dobra obsada, cudowny styl pisania, piękny szablon. Ja tu zostaję. Jestem całkowicie oczarowana Theą i zaintrygowana tym, co się stało między nią a Gregorem w Sochi. Mam pewne podejrzenie, ale może lepiej nie będę się nim dzielić XD. Ale faktem jest, że przez "nic takiego" nie mogą czuć do siebie takiej niechęci. Coś jest w powietrzu i bardzo wyraźnie to czuć. No nic, pozostaje czekać.
    Na szczęście Thea ma w kadrze takiego Michi'ego, który gotów jest ją wspierać. Myślę, że dla Thei ta przyjaźń jest w tym momencie na wagę złota - zawsze to dobrze mieć jakiegoś sojusznika i znajomą twarz w całkiem nowej przeto sytuacji.
    Szczerze? Zakochałam się w tym opowiadaniu od pierwszego zdania. Ale nic Ci już pod tym rozdziałem więcej nie piszę, bo tak bardzo zazdroszczę Ci tego Innsbrucka dzisiaj, że chyba umarłam :(. Mam nadzieję, że bawiłaś się wyśmienicie i że jednak warto czekać, aż i moje marzenie się spełni :D
    Trzymaj się, Adka, i piszpiszpisz! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz, ja od początku czułam, że szykuje się serio dobra historia. Ale po tym rozdziale, gdy trochę bardziej rozumiemy już jaki masz ogólny zamysł, jestem już absolutnie kupiona i zachwycona. Bo po pierwsze, Greg zdaje się tu być prawdziwym Gregiem. Nie największym złem świata, ale też nie wyidealizowanym księciem. Ma swój charakterek i jest wredny❤️ Idealnie się będą z Theą komponować (a raczej mordować wzrokiem). Po drugie nie jest łatwo zbudować opowiadanie, w którym pakujesz bohaterkę do sztabu, a Ty to zrobiłaś cholernie realistycznie i aż nie mogę się doczekać jej przepychanek z zespołem. A po trzecie - zaskoczenie. Wbrew temu co przewidywałam nie poznają się, gdy oboje będą w dołku, tylko dużo wcześniej. W Soczi, co dodatkowo sprawia, że oprócz tej teraźniejszej historii, mamy malutki sekret z przeszłości. Ale o tym za chwilę.

    Już polubiłam tą dziewczynę. Nie jest kulką nieszczęść, która zagrzebuje się w pościeli i musi się zebrać cały sztab ludzi, aby wyciągnąć ją z pokoju. Ale nie udaje - przynajmniej sama przed sobą, że nie cierpi. Analizuje swój wypadek w głowie setki razy. Bolesną, tragiczną w skutkach kontuzję, której równie dobrze mogło wcale nie być. Z tym, iż czy to słuszny sposób myślenia? Wiele sportowych dramatów rozegrało się przez ryzyko. Jednak jak wielu medali i historycznych zwycięstw by bez niego nie było. Prawda jest taka, że bycie mistrzem to trud, wyrzeczenia i codzienna, ciężka praca. Ale ten element szczęścia też gra rolę. Nigdy nie wiemy komu akurat podwinie się noga... Tylko łatwo tak mówić, nie? A gorzej wytłumaczyć to komuś, komu właśnie runął na głowę cały świat.
    W każdym razie ona się nie poddaje. Rozumie, że potrzebuje pomocy, chodzi do psychologa, stara się poświęcić uwagę drobiazgom, takim jak czytanie książek. Z tym, iż to ciągle za mało. Chyba najbliżsi to instynktownie czują. I dlatego jej tata wyleciał z tą pracą, a właściwie postawił ją trochę przed faktem dokonanym. A ona zgodziła się, praktycznie bez większych oporów. Zna trochę tych wariatów i domyśla się, iż przy nich nie będzie miała wiele czasu na smutki.
    Choć to w sumie nasuwa wniosek, że to coś przez co nie lubią się z padalcem to nic bardzo poważnego. Przecież nie chciałaby sobie rozdrapywać ran z przeszłości, gdy ma do zaleczenia tyle świeżych.

    Tekst o zombie mnie pokonał. Faktycznie to jakieś pocieszenie. Dobrze, jest przeżyć w życiu przygody, po których nic Cię już nie dziwi.
    Jej najlepsza przyjaciółka też jest snowboardzistką? Wiadomo, że będzie ją oglądać. Przyjaźń zobowiązuje do kibicowania, wspierania, dawania rad... Pewnie nawet do przyjeżdzania na zawody. Plus jeszcze praca w austriackim związku narciarskim, gdzie raczej wszyscy są zorientowani co robiła. Nie uda jej się uniknąć pytań. Nie uda wyprzeć przeszłości. Nie uda zacząć udawać, że nic się nie stało. Może co najwyżej żyć bogatsza o to wszystko, przyjmując przeszłość, zamiast wspierania jej. Ale to tego potrzeba znacznie więcej czasu niż do wstania z materaca. W ogóle super zrobiłaś dzieląc jej powrót do życia na te miesiące - jakby etapy. Wydaje się, że najgorszy był ten pierwszy. Kto lubi wyć w poduszkę i walić przysłowiowo głową w ścianę. Ale wbrew pozorom najtrudniejsze jeszcze zostało. Bo nigdy nie wiesz jak długo nie pogodzisz się z losem. Niektórym nie udaje się to nawet do końca życia. Półki wszystko jest pozornie dobrze to ok. A potem przechodzi byle jaka załamka, nawet o bzdurę. Lecą łzy i zaraz przypominasz sobie największe nieszczęście jakie kiedykolwiek Cię spotkało.
    To porównanie życia do prezentu, było cudowne. Często się mówi, że trzeba dojrzeć do jakiegoś kroku, czy etapu. A wychodzi na to... Że należałoby dojrzeć, aby w ogóle żyć. Trochę to paradoksalne, ale jakie prawdziwe. Uwielbiam gdy autorka tworzy postaci, które czasem tak bierze na przemyślenia. To jest równie ważne jak same wydarzenia w opowiadaniu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozerwana opona i brak paliwa. Dziwna definicja szczęścia. Niech się Thea cieszy, że to tylko chwilka w autobusie do Klingental. Niedługo będzie musiała z nimi latać samolotami przez pół świata, to dopiero będzie miała. Raczej przez jakieś 12 godzin nie uda się jej udawać, że śpi. A jeszcze wszystkie posiłki, wpieprzanie się jej do pokoju... No. Nic tylko serio powiesić sobie na szyi tabliczkę 'nie boję się zombie'.
      Claudia też cwana. Z miejsca zaznaczyła, że jest tylko kierowcą, żeby jeszcze i jej przez przypadek nie zatrudnili. Lepiej nie ryzykować.
      I oczywiście odwieczne pytanie o kobiety w teamie. Morgi, jakkolwiek był jedną z najwspanialszych postaci tej dyscypliny, niezłą 'przysługę' na lata wszystkim wyrządził. I teraz Thea będzie podczas rehabilitacji pouczana, żeby nie tykać niczego oprócz sprzętu (narciarskiego, bo to jeszcze głupio w sumie zabrzmi), zamiast sobie odpocząć.
      Dobrze, że jest Michi. Potrzebny jej taki dobry duszek, gotowy do przyjaźnienia się z każdym. I gdyby nie on to sama by biedna tą walizę do luku bagażowego wpychała, bo nikt z tej bandy matołków, oprócz niego skory do pomocy nie był. A taki prywatny ochroniarz jej chyba potrzebny. Zwłaszcza, że nawet jego gryzoń się z tym zgadza. Więc Misiek, można ogłosić, że masz dodatkową robotę!
      A co do wredoty❤️ Można coś tu spróbować pospekulować. Skoro sztab, znając jego humory i wymagania ją zatrudnił, to chyba ich kłótnie w Soczi nie były jakąś powszechnie znaną aferą. W dodatku dość szczegółowo omawiała swoją nową pracę z Claudią, która jak rozumiem była z nią na igrzyskach i też poznała geniusz skakajców, a nie padły tam żadne uwagi na temat tego konfliktu. Zresztą w jej początkowych przemyśleniach też, co by potwierdzało tezę, że wyolbrzymiają. Nawet Michi, który zdaje się wie o co chodzi (choć może nie wie całości?) traktuje to bardzo żartobliwie.
      Tylko to 'skoro dla niej dwa lata to za mało, by ze wszystkim się uporać' burzy mi trochę koncepcje, że poszło o głupoty. Ona przeżyła ostatnio cholernie ciężkie chwile i serio zrozumiała co znaczy musieć walczyć z losem. Myślałaby tak o kompletnym byle czym? Raczej nie. Sama już nie wiem. I jeszcze jest to ' to nie do końca zależy ode mnie'. Jakby... To ona mu coś zrobiła? Choć jak twierdziła w windzie raczej razem zrobili. Hmmm? Chodzi o sprawy damsko-męskie czy coś bardziej nietypowego? Bo to nie była nienawiść od pierwszego wejrzenia, skoro było powiedziane wyraźnie, że nie tolerują się' od końca igrzysk', a nie 'od igrzysk'. Jestem strasznie ciekawa, bo na ten moment za mało informacji na ten temat:)
      I cytat rozdziału, który zdecydowanie jest autorstwa Michaela. 'Tylko uważaj, w 328 mieszka Schlierenzauer, a przed chwilą mówił coś o zacieraniu śladów po zabójstwie'. Cała paskuda, w jednym zdaniu. Za to właśnie ją kochamy:)

      Ściskam kciuki za kolejne odcinki. Zachwycaj się Tyrolem jak najdłużej i baw cudownie. Może gdzieś tam takie jedno uparte stworzenie, mające ostatnio pecha wypatrzysz, to uściskaj serdecznie.
      Buziaki i weny:*

      Usuń
  7. Dobiegłam, doszłam, dokulałam, czy co ja jeszcze innego nie zrobiłam, do Ciebie i Thei (dalej mam problem z odmienianiem jej imienia, co mnie niezmiernie denerwuje, ale w końcu się nauczę, albo zapamiętam, jak to się robi).

    Przewrotne to życie, prawda? Gdy człowiek jest już pewny, że znalazł sobie miejsce na ziemi, jest cały i bezpieczny, no i ma się dobrze, to wtedy wszystko przewraca się do góry nogami. Oto to, to życie, podłe a zarazem tak bardzo fascynujące. I dzięki mu za to, że karze nam opuszczać swoją strefę komfortu raz na jakiś czas, by zorientować się, że ma ono nam trochę więcej do zaoferowania niż tylko plan, na którym się zafiksowaliśmy. I tak też jest w przypadku Theodory... wyszła ze swojej strefy snowboardu, komfortu, by ruszyć na podbój austriackiej kadry i wierzę, że namiesza. Bo z Grześkiem coś już narobiła i tylko zastanawia mnie, co to takiego. Co stało się między tymi nieszczęśnikami, że nie potrafią w zgodzie pokonać kilka pięter windą?

    OdpowiedzUsuń